sobota, 14 grudnia 2013

#17 Wszystko gra? :)

Odcinek Siedemnasty
w którym wszystko wychodzi na prostą drogę

Spotkaliśmy się w tym samym miejscu, w którym ostatnio się rozstaliśmy z odważnym planem - naprawimy naszego batboxa. Uzbrojeni w nową wiedzę i pewni siebie przystąpiliśmy do pracy. Po kilku męczących zmianach ustawień i rozmiejscowieniu maszyn udało się! Nasz batbox (nowo zrobiony, bo poprzednie wybuchły) działał podłączony do dwóch różnych źródeł energii. Rozpierała nas duma taka, jak gdyby nasze dzieci właśnie nauczyły się chodzić.

Podłączyliśmy w końcu piece elektryczne. Teraz będzie można przepalać mniejszym nakładem surowców.

Wróciliśmy więc do oswajania kotów. Zebraliśmy nasze złowione ryby i wyruszyliśmy na łowy. Od razu szybkim krokiem potruchtaliśmy do dżungli przy naszym domku, nie mijając nawet jednego kota po drodze, co było o tyle dziwne, że z reguły kręciły nam się prawie pod drzwiami. Typowe koty - są wtedy, kiedy chcą, nie kiedy są potrzebne.

Znaleźliśmy w dżungli jajko (ale skądinąd było nam wiadomo, że koty nie rozmnażają się w ten sposób), ale po ocelotach nie było śladu. Zapadł zmrok, a my dalej krążyliśmy jak dzieci we mgle pomiędzy chaszczami... żółte mlecze z oddali wyglądały jak ocelocie ogony...

Doszliśmy do ruin dżunglowej świątyni (która nie była ruiną do póki nie przyszła do niej Ania i nie ograbiła jej z omszałego bruku), ale kotów wciąż nie było ani widu, ani słychu. W końcu już prawie się poddawaliśmy... ale znaleźliśmy! Biegało kilka, całkiem niedaleko od nas. Niestety uciekły zanim udało się nam do nich dotrzeć.

Jednego tropiliśmy przez pół dżungli, ale nie był zbyt... przyjaźnie nastawiony (można zaryzykować stwierdzenie, że specjalnie przed nami uciekał). W desperacji wskoczył do wody i odpływał, a podobno koty nie lubią moczyć sobie futerka... Chodziliśmy za nim tak długo, że nawet się nie zorientowaliśmy, gdy znowu zapadł zmrok! Już zbliżał się do nas, ryby "czekały" w dłoni Ani ale...

... ale się rozmyślił. Wredne zwierzę. Do tego zgubiliśmy się w dżungli. Na szczęście mieliśmy mapę i jakoś udało nam się wyjść z buszu.

Bilans: dwa dni polowania na koty, zero strat w rybach, zero kotów.

zobacz ten odcinek



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz