niedziela, 29 grudnia 2013

#19 Budujemy domek dla NPCów :)

Odcinek Dziewiętnasty
w którym budujemy rozmnażarkę NPCów

Spotkaliśmy się z Anią na bagnach szczęśliwi, że nie zginęła ostatnio w twierdzy. Okazało się, że kopalnia, na którą wtedy trafiliśmy jest olbrzymia, więc będzie co zwiedzać na przyszłych spotkaniach.

Ale tym razem zostaliśmy na powierzchni, bo mieliśmy już dosyć chodzenia pod ziemią. Poszliśmy do wioski w celu wybudowania domu, w którym nasi wieśniacy będą mogli spotykać się na... na... na randki w ciemno. Po drodze Ania pokazała nam wnętrze góry przygotowanej na stację kolejową. Okazało się całkowicie puste, wydrążone niczym wydmuszka! Wyglądało to dość imponująco.

Wyszliśmy z góry i poszliśmy na nasze osiedle kolorowych domków mieszkalnych i zaczęliśmy obmyślać plan budowy. Zdecydowawszy, że najpierw musimy wybrać odpowiedni materiał budulcowy wybraliśmy się do naszego domu po odpowiednie drewna.

Zebraliśmy wszystko, co było lub mogło być nam potrzebne i poszliśmy z powrotem do wioski. Wybraliśmy odpowiednie miejsce i zabraliśmy się za budowę. Oczywiście musieliśmy wracać do domu po materiały, bo nie wystarczyło nam to, co wzięliśmy za pierwszym razem... strasznie dużo biegania, ale efekt powinien być zadowalający.

I był. Domek wyszedł trochę futurystyczny, miętowo-biały (do tego dach wykonany miał z bali, które wybuchały, gdy się je cięło). Oświetliliśmy go jeszcze tylko i już był gotowy do oddania w ręce wieśniaków.

zobacz ten odcinek



sobota, 21 grudnia 2013

#18 Świątynia i Twierdza

Odcinek Osiemnasty
w którym zwiedzamy różne starożytne budowle

Jak zwykle spotkaliśmy się w magazynie, gdzie Ania przedstawiła nam plan dzisiejszego spotkania. Będziemy dzisiaj szukać twierdzy w nadziei na znalezienie znaczników do nazwania naszych Kocisów. Na początku musieliśmy zrobić sobie kilka oczu kresu (przy okazji musieliśmy się zaopatrzyć w więcej pereł, bo podeszliśmy do kwestii ich zużycia dosyć pesymistycznie).

Zrobiwszy sobie dziesięć oczu zobaczyliśmy jeszcze tylko, czy wszystko dobrze działa i wyszliśmy na dwór. Przeszliśmy kawałek poza nasz ogródek i puściliśmy jedno oko... straciliśmy je, ale przynajmniej wskazało nam, dokąd iść. Przeszliśmy obok wioski i dotarliśmy do górki, w której planujemy zrobić stację kolejową, gdzie puściliśmy następne. Wywiodło nas w soczyście zielone pola, a potem w średnio gęsty las...

Szukając twierdzy trafiliśmy na pustynię, gdzie przywitała nas... świątynia. Co prawda nie tego się spodziewaliśmy, ale w końcu w piramidzie też mogą być jakieś drogocenne przedmioty!

Zaznaczyliśmy sobie świątynię na mapie i poszliśmy dalej... a raczej z powrotem, bo jakoś dziwnie nas te oczy wiodły. Po drodze trafiliśmy na pustynne pszczoły, ale na szczęście nas nie pożądliły.

W końcu oczy stanęły w miejscu i zaczęliśmy kopać w dół. Po drodze natrafiliśmy na jaskinię z ujściem opuszczonej kopalni... tyle dóbr w jednym miejscu, tyle skrzynek! Przeszliśmy się kawałek, jednak zdecydowaliśmy, że mamy wyznaczony cel - znaleźć twierdzę. Do kopalni jeszcze wrócimy.

Po pewnym czasie wykopaliśmy ostatnie kamienie, a naszym oczom ukazały się cegły. Przebiliśmy się przez nie i... prawie wpadliśmy do lawy w portalu Kresu. Uf, było blisko.

W końcu bezpiecznie dostaliśmy się do środka i zaczęliśmy plądrować. Na początku fanty nie były zbyt imponujące, ale wzięliśmy je mimo wszystko (nasz łup!), łącznie ze skrzynkami. Staraliśmy się jakoś nie zgubić w krętych lochach, Ania stosowała jakieś dziwne metody znaczenia drogi przy użyciu piasku... trochę jak Jaś, Małgosia i ich okruszki w lesie.

Znaleźliśmy loch, a w lochu skrzynki, a w skrzynkach sporo płyt (zombiaki z tego lochu chyba lubowały się w winylach) i pszczoły... żadnych znaczników.

Musieliśmy już iść, więc pożegnaliśmy się z Anią, która chciała jeszcze poplądrować i ścieżką z pochodni wyszliśmy na powierzchnię.

zobacz ten odcinek



sobota, 14 grudnia 2013

#17 Wszystko gra? :)

Odcinek Siedemnasty
w którym wszystko wychodzi na prostą drogę

Spotkaliśmy się w tym samym miejscu, w którym ostatnio się rozstaliśmy z odważnym planem - naprawimy naszego batboxa. Uzbrojeni w nową wiedzę i pewni siebie przystąpiliśmy do pracy. Po kilku męczących zmianach ustawień i rozmiejscowieniu maszyn udało się! Nasz batbox (nowo zrobiony, bo poprzednie wybuchły) działał podłączony do dwóch różnych źródeł energii. Rozpierała nas duma taka, jak gdyby nasze dzieci właśnie nauczyły się chodzić.

Podłączyliśmy w końcu piece elektryczne. Teraz będzie można przepalać mniejszym nakładem surowców.

Wróciliśmy więc do oswajania kotów. Zebraliśmy nasze złowione ryby i wyruszyliśmy na łowy. Od razu szybkim krokiem potruchtaliśmy do dżungli przy naszym domku, nie mijając nawet jednego kota po drodze, co było o tyle dziwne, że z reguły kręciły nam się prawie pod drzwiami. Typowe koty - są wtedy, kiedy chcą, nie kiedy są potrzebne.

Znaleźliśmy w dżungli jajko (ale skądinąd było nam wiadomo, że koty nie rozmnażają się w ten sposób), ale po ocelotach nie było śladu. Zapadł zmrok, a my dalej krążyliśmy jak dzieci we mgle pomiędzy chaszczami... żółte mlecze z oddali wyglądały jak ocelocie ogony...

Doszliśmy do ruin dżunglowej świątyni (która nie była ruiną do póki nie przyszła do niej Ania i nie ograbiła jej z omszałego bruku), ale kotów wciąż nie było ani widu, ani słychu. W końcu już prawie się poddawaliśmy... ale znaleźliśmy! Biegało kilka, całkiem niedaleko od nas. Niestety uciekły zanim udało się nam do nich dotrzeć.

Jednego tropiliśmy przez pół dżungli, ale nie był zbyt... przyjaźnie nastawiony (można zaryzykować stwierdzenie, że specjalnie przed nami uciekał). W desperacji wskoczył do wody i odpływał, a podobno koty nie lubią moczyć sobie futerka... Chodziliśmy za nim tak długo, że nawet się nie zorientowaliśmy, gdy znowu zapadł zmrok! Już zbliżał się do nas, ryby "czekały" w dłoni Ani ale...

... ale się rozmyślił. Wredne zwierzę. Do tego zgubiliśmy się w dżungli. Na szczęście mieliśmy mapę i jakoś udało nam się wyjść z buszu.

Bilans: dwa dni polowania na koty, zero strat w rybach, zero kotów.

zobacz ten odcinek



sobota, 7 grudnia 2013

#16 Znowu wybucha :(

Odcinek Szesnasty
w którym nic się nie udaje

Na początek postanowiliśmy wybrać się na ryby - wzięliśmy ze sobą wędki, przynętę i byliśmy gotowi. Oczywiście wyruszyliśmy po świcie, tak, jak wędkarze z prawdziwego zdarzenia... do tego niewyspani (...z prawdziwego zdarzenia). Doszliśmy do małego jeziorka, zarzuciliśmy wędki i... czekaliśmy.

Po chwili złowiliśmy rybkę i wybraliśmy się na poszukiwania dzikich kotów do dżungli. Niestety żadnego nie znaleźliśmy i nie oswoiliśmy sobie nowego Kocisa.

Wróciliśmy do domu, żeby zrobić maszynę, która powstrzyma nasz batbox przed wybuchaniem. Kosztowała nas cztery z naszych pięciu diamentów i sporo czerwonego proszku i złota... kosztowne ustrojstwo, ale miejmy nadzieję, że zadziała.

Zrobiliśmy ją więc i ustawiliśmy, przy okazji zmieniając trochę ułożenie dotychczasowych maszyn... niestety nic nie zadziałało! Nasz batbox dalej wybuchał jak fajerwerki w Sylwestra...

W żałobnej atmosferze pożegnaliśmy się z Anią. Fizykami kwantowymi jeszcze nie jesteśmy...

zobacz ten odcinek